Samozatrudnieniem w klin podatkowy


Jednym z dobrych przykładów zgubnego braku zasad, którymi powinien kierować się polski system fiskalny, jest kwestia tzw. samozatrudnienia. Przepisy ustawy ewidentnie stwarzają tutaj osobom fizycznym możliwość podzielenia się na podatkowych frajerów i cwaniaków.

Pierwsi – przywiązani do socjalnej idei posiadania etatu – wydani są na żer tzw. klina podatkowego czyli olbrzymiego obciążenia pieniężnego, jakie na rzecz budżetu państwa i ZUS ponosi ich pracodawca.

Drudzy – pozbywając się pracodawcy ale nie rezygnując ze swojej pracy i jego pieniędzy, by móc korzystać z podatku liniowego i nie przejmować się hipotetyczną emeryturą, obliczaną przez ZUS – stają się mikroprzedsiębiorcami czyli biznesmenami nominalnymi, dla których – o dziwo – stara się być przyjazne owo państwo, które aktualnie, legalnie, kroją.

Rzecz polega na tym, że ustawa o PIT i system ZUS nie potrafią oderwać się od cywilistycznych konstrukcji różnego rodzaju umów (w tym umów o świadczenie usług, zleceń, dzieł) i nie tworzą jednego, klarownego modelu pracy najemnej, jako przedmiotu opodatkowania. Nie ma też woli lub możliwości zabezpieczenia państwa przed nadużyciami, najczęściej zgodnymi z literą prawa, zdarzającymi się w tym zakresie.

Polski rząd już w końcu 2006 r. wyraźnie sygnalizował problem, starając się uzasadnić wprowadzane wtedy ograniczenia dla samozatrudnienia. Cóż – nie był to zamiar przysparzający popularności w opinii publicznej. Walkę z nadużyciami sprowadzono więc wyłącznie do próby napisania w miarę szczelnej definicji działalności gospodarczej, na potrzeby PIT. Szczelna może być butelka lub system kontroli podatników ale nie przepis prawa.

Ministerstwo Finansów w oficjalnych wystąpieniach na ten temat informowało, że celem przyjętej przez Sejm w modyfikacji definicji pozarolniczej działalności gospodarczej jest “wykluczenie sytuacji, w których pracodawcy zmuszaliby pracowników do zakładania działalności gospodarczej jedynie ze względu na chęć obniżenia kosztów pracy, pomimo, że w rzeczywistości charakter świadczonej pracy na rzecz dotychczasowego pracodawcy nie uległ zmianie”. Zamiar ustawodawcy wydaje się więc jasny.

Uchwalono przepisy, które teoretycznie miały na celu przeciwdziałanie nadużywania samozatrudnienia. W ustawie wprowadzono kilka kazuistycznych ograniczeń dla zupełnej swobody zamieniania pracowników na przedsiębiorców.

Jednakże, może paradoksalnie, trudniej jest coś ograniczyć niż zbudować od nowa zdrowo funkcjonujący model. Należy liczyć się z faktem, że ograniczenia ustawowe, spotykają się, przynajmniej w Polsce, gdzie szacunek dla prawa jest znikomy, z natychmiastową reakcją obronną i licznymi próbami obejść. Dodatkowo – dobrze napisana ustawa powinna być sumiennie wykonywana przez odpowiednio wyposażonych przedstawicieli państwa.

Wolą ustawodawcy, zgodnie z ustawą o PIT za pozarolniczą działalność gospodarczą nie uznaje się czynności:

• odpowiedzialność wobec osób trzecich za rezultat tych czynności oraz ich wykonywanie, z wyłączeniem odpowiedzialności za popełnienie czynów niedozwolonych, ponosi zlecający wykonanie tych czynności,
• są one wykonywane pod kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonych przez zlecającego te czynności,
• wykonujący te czynności nie ponosi ryzyka gospodarczego związanego z prowadzoną działalnością.

Wymienione cechy muszą występować łącznie. Warto także zauważyć, że ustawa posługuje się tu pojęciami czysto teoretycznymi – niemożliwymi do bezspornego skonkretyzowania.

Za to – także zgodnie z praktyką działań kontrolerów fiskalnych (najczęściej dowodami w sprawach podatkowych są „kwity”: faktury, umowy, dokumenty) – opisane cechy świetnie nadają się, by ich istnienie stwierdzać wyłącznie na podstawie tekstu zawartej umowy.

Znaczy to, że aby uznać pracownika za legalnego przedsiębiorcę, wystarczy umieścić w umowie z nim zapis przeczący choćby jednemu z cytowanych warunków. I nikt nie będzie w stanie legalnie zakwestionować sytuacji samozatrudnienia. Stanie się tak nawet, gdy przeczą jej fakty (np. przy taśmie w fabryce występuje 50 przedsiębiorców świadczących usługę montażu, co 8 godzin zmieniają się z innymi przedsiębiorcami). Praktycznie bowiem – gdy strony danej umowy zgodnie potwierdzają jej treść – organy fiskusa prawie nie mają możliwości kwestionowania (tzn. unieważnienia kontraktu).

Obecnie, przechodząc na samozatrudnienie, wystarczy zainteresować się kilkoma formułkami, które powinny być użyte w umowie.

Żeby nie było żadnych wątpliwości i nie dać pola do działania fiskalistom, wspomniany zapis umowny powinien ściśle odpowiadać tekstowi umieszczonemu w ustawie choć tu warto ustąpić pola zaradnemu prawnikowi.

Poczujmy się przez chwilę podatkowymi cwaniakami. Weźmy do ręki kilka słownych formułek, które pozwalają legalnie stać się samozatrudnionym przedsiębiorcą śmiejącym się w twarz zmorze klina podatkowego. W umowie wystarczy zapisać:

• „odpowiedzialność wobec osób trzecich za rezultat wykonania usług, ponosi Zlecający” lub

• „Usługodawca będzie wykonywał usługi samodzielnie. Jednakże usługi będą wykonywane każdorazowo w miejscu, właściwym do prawidłowej realizacji czynności, które Usługodawca zobowiązał się wykonywać w umowie. Strony zgadzają się, że w zakresie nie wymagającym osobistej obecności Usługodawcy w określonym miejscu, może on wykonywać usługi w miejscu swojej siedziby lub w innym wybranym miejscu. Usługodawca ponosi jednak odpowiedzialność za efekt niewłaściwego wyboru miejsca wykonania Usług.Usługodawca zastrzega sobie prawo dokonania przerw w świadczeniu usług w trakcie trwania umowy. Strony zgodnie ustalają, że przerwy nie mogą przekroczyć liczby … dni roboczych przedsiębiorstwa Zlecającego w roku kalendarzowym. O czasie zaplanowanych przerw w wykonywaniu usług, usługodawca każdorazowo poinformuje Zlecającego zachowując odpowiednie wyprzedzenie.”(tu załatwiamy kwestię 8-godzinnego dnia pracy, prawidłowego wyboru taśmy produkcyjnej, zapewnienia urlopu i korzystania ze zwolnień lekarskich), lub

• kilka zdań o obciążeniu Usługodawcy ryzykiem gospodarczym, których drogi Czytelniku, Ci nie zdradzę, gdyż nie wszystko muszę przedstawiać w stylu „kawa na ławę”.

Jak widać – wystarczy odrobina inteligencji i obycia, by niemal z dnia na dzień pozbyć się obciążeń nieodliczanych kosztów działalności zawodowej, konieczności płacenia PIT innego niż 19%, płacenia wysokich składek ZUS.

Fiskus w tym miejscu daje wyraz swojej bezradności. Jak zwykle. Nie chodzi jednak o brak silnego państwa, które wszystkich mogłoby gnębić. Ale o brak państwa i prawa w ogóle – co jest stanem, na dłuższą metę zatrważającym. Jak widać bowiem, by zneutralizować zamiar ustawodawcy i stanowione przez niego normy, nie trzeba uruchamiać machiny legislacyjnej państwa. Wystarczy odrobina inwencji i kartka papieru.

S24

Dodaj komentarz